Studnia w poprzek Mateusz Pospieszalski

Lyrics

  • Song lyrics Redakcja
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Właz, pociski biły w samo wejście
Z dwóch stron
Pożar szalał i oberiał
Weszliśmy ile sił
Przed nami deszcz
Za nami nieprzerwany ogon
Właz był nieduży
Płyta odrzucona w bok
Zarzuciłem mojego rannego na plecy
W ten otwór
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Dym, słońce, ogień, pociski
Klamry, raz noga, raz noga
Coraz niżej, a głęboko.
Wcale nie trudno, ileś tych klamer
U dołu rozszerzenie jakby w dzwon
Jesteśmy zupełnie, zupełnie pod ziemią
Szum…
Od razu idziemy, włazi się w to coś
Wody do pół łydki, w wodzie tak zwanej
Noga za nogą, noga za nogą
Szum…
Szum…Szum…
Szum…Szum…
Szum…Szum…
Szum…Szum…
Idziemy pod Miodową
(ch)Idziemy pod Miodową
Spokój, cisza, szum i ulga
Studnia z poprzek bez końca
Tyle kanałów, ile ulic
Jeszcze raz miasto
Woda, co w niej było, różne rzeczy
Nie czuło się nic prócz chlup i ulgi
Chlup Chlup
Chlup Chlup
Chlup Chlup
Chlup Chlup


Niosłem rannego, szło się i szło
Uwaga zgasić światło, właz otwarty
Uwaga gasić świece, cisza, Niemcy
Krakowskie, krakowskie, krakowskie
Nas było bez końca w przód i w tył
Skręcamy w prawo, kanał inny, mniejszy
Ranny ciążył, oparłem się i dłoń mi zjechała po zielonej mazi w dół
Chyba mi w to wlazła cała prawie garść
Ranny jęczał – Dajcie pić
Pić pić
Pić pić
Pić pić
Pić pić
Wody z kanału nie
Jeszcze trochę, niedługo dojdziemy
Długo się szło, pod Krakowskim, mijania, wstawania
Odgłosy bomb, pocisków co i raz nieskończone
Bum bum
Bum bum
Bum bum
Bum bum
Wreszcie Nowy Świat, Nowy Świat
Już niedługo Nowy Świat, już niedługo
Wychodzimy Nowy Świat, już ostatni odcinek
Rozwidlenie, zmęczenie i niecierpliwość
A przecież weszliśmy do kanału o piątej
Kilka godzin już się szło
O piątej było słońce
Stać, podać dalej, wychodzimy w kolejności
Przed nami wychodzi grupa Parasola
Staliśmy daleko od włazu
Nie było nic widać
Ranny jęczał przewiesił się przeze mnie
I pojękiwał
Możemy się w pewnej chwili przesunęli
O kilka kroków naprzód
Na pewno tak raz i drugi, dużo rannych
Więc ten mój nie wyjątek
Opierałem się z rannym o ścianę
Coraz bliżej wyjścia
Już zaczęło się coś widzieć
Stało się dwie godziny, potem poszło szybko, sprawnie
A za nami było wciąż do Placu Krasickich nadziany cały kanał
Wychodzić, wychodzić, naprzód, wychodzić
Teraz my, uwaga, teraz my
Po klamrach wciągani, w górę podpychani
Jakieś nosze, jakieś coś, czy kogoś coraz wyżej
W pewnej chwili zapach powietrza, nocy, gwiazdy
I ktoś szybko złapał za ręce, nie, nie ja sam
Wyciągnęli na wierzch nie wiem kiedy szybko
Domy, barykada, Śródmieście, zapach
Ranny mój już na noszach, już z nim ruszają
Szedłem, szliśmy wzruszeni domy, całe Śródmieście ooo
To niebo, te gwiazdy, wyraźne
Żywe domy z żywymi ludźmi, szliśmy
Cisza, niebo, zapach, noc




Rate this interpretation
contributions:
Redakcja
Redakcja
anonim