Ballada o żolnierzyku Tadeusz Chyła

Lyrics

  • Song lyrics Redakcja
W długi, śmieszny karabin
I w stary bagnet zbrojny,
Zjawił się u mnie żołnierz
Z pierwszej światowej wojny.

I stanął w okienku strychu
Z tym karabinem w dłoni,
I strzela przez to okienko
I widać się przed kimś broni.

Na próżno mu tłumaczę
Że teraz to nie ma sensu,
I żeby sobie odpoczął
Bo ręce mu się trzęsą

I żeby przestał strzelać
Bo wszędzie jest spokojnie,
I jest nie tylko po pierwszej
Lecz i po drugiej wojnie.

On milczy i patrzy w przestrzeń
Nieruchomymi oczami,
I strzela tępo i często
Zardzewiałymi kulami.

Do wrogów nieistniejących
A wciąż tak samo złych,
I czasem mój mały synek
Idzie do niego na strych.

Zanosi mu miskę zupy
Albo trzy, cztery bułki,
A idąc zawsze zabiera
swój łuk i strzały z półki.

A żołnierz jest bardzo głodny,
Lecz nim się rzuci na żarcie,
Ustawia mojego synka
Na niepotrzebnej warcie.

Więc synek wkłada hełm,
W którym wygląda śmiesznie,
I strzela z łuku, a żołnierz
Jedzeniem się dławi pośpiesznie,

Lecz jedząc spogląda czujnie
Ku ciemniejącym polom,
Posłuszny przebrzmiałym rozkazom
Żałosny i smutny dziwoląg.

A mnie wcale nie śmieszy
Tej sprawy absurd niezmierny,
Mnie imponuje ten żołnierz,
Przynajmniej jest czemuś wierny.




Rate this interpretation
contributions:
Redakcja
Redakcja
anonim