Parodia Jacksona Kabaret pod Wyrwigroszem

Lyrics

  • Song lyrics Pan Wywrotek
Już trzeci dzień roznosi mnie
Nie palę, choć palić mi się chce
Nie wiecie jak bym w płuco dał
Bo kocham szał swoistych ciał, tych ciał, tych ciał


Sto razy dziś obiegłem blok
Latałem tak, jak jakiś zbok
Pogryzłem psa, kopnąłem prąd
Wściekliznę mam, sam nie wiem skąd
Bo rzucenie nagle fajek
To nie żaden łatwy bzdet
Człowiek chciałby puścić dymka
I to będzie nawet zwykły skręt, lub:


Pet, ten pet (pachnący dymem pet)
Pet, ten pet (poczciwy stary pet)
Pet, ten pet (nieziemsko pyszny pet)
Gdybym wiedział, że mnie będzie tak ssać
Bym nie rzucał, jego mać
(Ten pet)...


Kosmiczny ma niquitin zysk
Od żucia gum, boli mnie pysk
Już sukces mam i o to szło
Nie palę nic, no może jednego
Podpalam, bo kawusi smak
Do bani jest, gdy fajek brak


No a bania minus pet
Jest jak bez jajek omlet
Kawa bania - skutek taki
Że wypalam dziennie cztery paki


Pet, ten pet (zabójczo pyszny pet)
Pet, ten pet (jest lepszy od kobiet)
Pet, ten pet (mam w d.u.p.i.e nicorette)


I pamiętaj fajki kradną ci szmal
Są ci drogie, więc je spal
I'm bad...



Rate this interpretation
anonim