Ballada o kasjerze Krzysztof Kowalewski

He sent the correction
Artur Koppel
Artur Koppel
1 year ago
Comment: literówki
Instrument: Lyrics
Mała poczta w małym mieście i na poczcie mała przerwa. Kasjer szybkę przymknął wreszcie, plik banknotów liczyć przestał, rozrzucone dokumenty, w szklance po herbacie denko, a on czujny, a on spięty obserwuje swe okienko. Wtem otworzył, w przód się rzuca i zaprychał, i zatupał, i zakrzyknął co sił w płucach: „Kto powiedział: Kasjer dupa?!" A na poczcie cicho, pusto, drzemią paczki niewysłane, pachnie barszczem i kapustą, bo garkuchnia jest przez ścianę. W głębi jakiś pan łysawy adresuje list, a bliżej gość wbił w sufit wzrok kaprawy i pocztowy znaczek liże. Jakiś facet paczki wtaszcza, brudno, zaduch, muchy, upał... Nikt nie mówi nic, a zwłaszcza nikt nie woła: „Kasjer dupa!" Kasjer krzyczał tak z pół roku, po okresie zaś półrocznym, z urzędowym błyskiem w oku wezwał go naczelnik poczty i powiada, zły okropnie: "Co pan się kompromituje? Nikt się aż do tego stopnia panem nie interesuje, żeby w takim mieście małym wołać, wśród tych much, w upale, wołać choćby dla kawału: Kasjer... prawda, i tak dalej". I nasz kasjer krzyczeć przestał. Rozleniwił się, rozziewał... Lecz gdy w święta jest orkiestra On coś nadal podejrzewa. Myśli, że ten tamburmajor z regimentu strażackiego, swą buławą wywijając, też przyczepia się do niego. Gdy strażacka trwa parada i mosiężna trąbi grupa, kasjerowi się podkłada pod rytm marsza: kasjer dupa, kasjer dupa.... Puenta zaś wierszyka tego w takich słowach się zawiera, że znam cały kraj, co ego przypomina mi kasjera. Mały kraj, co tak uważa z pokolenia w pokolenie, że ktoś ciągle go obraża, że ktoś wciąż go nie docenia. Czasem ktoś mu prawdę kropnie: „Kraju mój, źle kombinujesz, nikt się aż do tego stopnia tobą nie interesuje. Skończ te siupy, bo cię wpiszą do Guinessa, czy Gallupa." A kraj okno trach i dyszy: „Kto powiedział: Kasjer dupa?!"  
Mała poczta w małym mieście i na poczcie mała przerwa. Kasjer szybkę przymknął wreszcie, plik banknotów liczyć przestał, rozrzucone dokumenty, w szklance po herbacie denko, a on czujny, a on spięty obserwuje swe okienko. Wtem otworzył, w przód się rzuca i zaprychał, i zatupał, i zakrzyknął co sił w płucach: „Kto powiedział: Kasjer dupa?!" A na poczcie cicho, pusto, drzemią paczki niewysłane, pachnie barszczem i kapustą, bo garkuchnia jest przez ścianę. W głębi jakiś pan łysawy adresuje list, a bliżej gość wbił w sufit wzrok kaprawy i pocztowy znaczek liże. Jakiś facet paczki wtaszcza, brudno, zaduch, muchy, upał... Nikt nie mówi nic, a zwłaszcza nikt nie woła: „Kasjer dupa!" Kasjer krzyczał tak z pół roku, po okresie zaś półrocznym, z urzędowym błyskiem w oku wezwał go naczelnik poczty i powiada, zły okropnie: "Co pan się kompromituje? Nikt się aż do tego stopnia panem nie interesuje, żeby w takim mieście małym wołać, wśród tych much, w upale, wołać choćby dla kawału: Kasjer... prawda, i tak dalej". I nasz kasjer krzyczeć przestał. Rozleniwił się, rozziewał... Lecz gdy w święta jest orkiestra On coś nadal podejrzewa. Myśli, że ten tamburmajor z regimentu strażackiego, swą buławą wywijając, też przyczepia się do niego. Gdy strażacka trwa parada i mosiężna trąbi grupa, kasjerowi się podkłada pod rytm marsza: kasjer dupa, kasjer dupa.... Puenta zaś wierszyka mego w takich słowach się zawiera, że znam cały kraj, co tego przypomina mi kasjera. Mały kraj, co tak uważa z pokolenia w pokolenie, że ktoś ciągle go obraża, że ktoś wciąż go nie docenia. Czasem ktoś mu prawdę kropnie: „Kraju mój, źle kombinujesz, nikt się aż do tego stopnia tobą nie interesuje. Skończ te siupy, bo cię wpiszą do Guinessa, czy Gallupa." A kraj okno trach i dyszy: „Kto powiedział: Kasjer dupa?!"  


                      
Mała poczta w małym mieście
i na poczcie mała przerwa.
Kasjer szybkę przymknął wreszcie,
plik banknotów liczyć przestał,
rozrzucone dokumenty,
w szklance po herbacie denko,
a on czujny, a on spięty
obserwuje swe okienko.

Wtem otworzył, w przód się rzuca
i zaprychał, i zatupał,
i zakrzyknął co sił w płucach:
„Kto powiedział: Kasjer dupa?!"

A na poczcie cicho, pusto,
drzemią paczki niewysłane,
pachnie barszczem i kapustą,
bo garkuchnia jest przez ścianę.
W głębi jakiś pan łysawy
adresuje list, a bliżej
gość wbił w sufit wzrok kaprawy
i pocztowy znaczek liże.

Jakiś facet paczki wtaszcza,
brudno, zaduch, muchy, upał...
Nikt nie mówi nic, a zwłaszcza
nikt nie woła: „Kasjer dupa!"

Kasjer krzyczał tak z pół roku,
po okresie zaś półrocznym,
z urzędowym błyskiem w oku
wezwał go naczelnik poczty
i powiada, zły okropnie:
"Co pan się kompromituje?
Nikt się aż do tego stopnia
panem nie interesuje,
żeby w takim mieście małym
wołać, wśród tych much, w upale,
wołać choćby dla kawału:
Kasjer... prawda, i tak dalej".

I nasz kasjer krzyczeć przestał.
Rozleniwił się, rozziewał...
Lecz gdy w święta jest orkiestra
On coś nadal podejrzewa.
Myśli, że ten tamburmajor
z regimentu strażackiego,
swą buławą wywijając,
też przyczepia się do niego.
Gdy strażacka trwa parada
i mosiężna trąbi grupa,
kasjerowi się podkłada
pod rytm marsza: kasjer dupa, kasjer dupa....

Puenta zaś wierszyka mego
w takich słowach się zawiera,
że znam cały kraj, co tego
przypomina mi kasjera.
Mały kraj, co tak uważa
z pokolenia w pokolenie,
że ktoś ciągle go obraża,
że ktoś wciąż go nie docenia.

Czasem ktoś mu prawdę kropnie:
„Kraju mój, źle kombinujesz,
nikt się aż do tego stopnia
tobą nie interesuje.

Skończ te siupy, bo cię wpiszą
do Guinessa, czy Gallupa."
A kraj okno trach i dyszy:
„Kto powiedział: Kasjer dupa?!"




Mała poczta w małym mieście
i na poczcie mała przerwa.
Kasjer szybkę przymknął wreszcie,
plik banknotów liczyć przestał,
rozrzucone dokumenty,
w szklance po herbacie denko,
a on czujny, a on spięty
obserwuje swe okienko.

Wtem otworzył, w przód się rzuca
i zaprychał, i zatupał,
i zakrzyknął co sił w płucach:
„Kto powiedział: Kasjer dupa?!"

A na poczcie cicho, pusto,
drzemią paczki niewysłane,
pachnie barszczem i kapustą,
bo garkuchnia jest przez ścianę.
W głębi jakiś pan łysawy
adresuje list, a bliżej
gość wbił w sufit wzrok kaprawy
i pocztowy znaczek liże.

Jakiś facet paczki wtaszcza,
brudno, zaduch, muchy, upał...
Nikt nie mówi nic, a zwłaszcza
nikt nie woła: „Kasjer dupa!"

Kasjer krzyczał tak z pół roku,
po okresie zaś półrocznym,
z urzędowym błyskiem w oku
wezwał go naczelnik poczty
i powiada, zły okropnie:
"Co pan się kompromituje?
Nikt się aż do tego stopnia
panem nie interesuje,
żeby w takim mieście małym
wołać, wśród tych much, w upale,
wołać choćby dla kawału:
Kasjer... prawda, i tak dalej".

I nasz kasjer krzyczeć przestał.
Rozleniwił się, rozziewał...
Lecz gdy w święta jest orkiestra
On coś nadal podejrzewa.
Myśli, że ten tamburmajor
z regimentu strażackiego,
swą buławą wywijając,
też przyczepia się do niego.
Gdy strażacka trwa parada
i mosiężna trąbi grupa,
kasjerowi się podkłada
pod rytm marsza: kasjer dupa, kasjer dupa....

Puenta zaś wierszyka tego
w takich słowach się zawiera,
że znam cały kraj, co ego
przypomina mi kasjera.
Mały kraj, co tak uważa
z pokolenia w pokolenie,
że ktoś ciągle go obraża,
że ktoś wciąż go nie docenia.

Czasem ktoś mu prawdę kropnie:
„Kraju mój, źle kombinujesz,
nikt się aż do tego stopnia
tobą nie interesuje.

Skończ te siupy, bo cię wpiszą
do Guinessa, czy Gallupa."
A kraj okno trach i dyszy:
„Kto powiedział: Kasjer dupa?!"




Correction +2 -0

Status: Approved
Value: 2 karma points

Votes and comments

  • Wojtek M
    Wojtek M

    Voted to approve with 50 points 1 year ago

  • m2ichis
    m2ichis

    Voted to approve with 70 points 1 year ago

anonim

Chords History

Artur Koppel
literówki
Correction 1 year ago