Bajka Sanah

He sent the correction
Marek Mitka
Marek Mitka
1 year ago
Comment: Chwyty w refrenie
Instrument: Guitar
Difficulty: Novice
Tuning: E A D G B E
The Tonal Key: Em
e Lu­dzie pro­ści i zbroj­ni, więc smut­ni, h wcho­dzi­li na okrę­ty omsza­łe; C nie­bo gra­ło po­dob­ne do lut­ni H7 srebr­nej chy­ba i kwia­tem pach­nia­ło. e Od uli­czek rzeź­bio­nych w cie­niu h szła pro­ce­sja czy bia­ły świt C i świer­go­tał jak ptak na ra­mie­niu H7 ży­wot mą­dry ro­sną­cych lip. e Po­tem mo­rza dzie­li­ły się, tar­ły h szorst­ką skó­rą bo­kiem o bok; C coś wscho­dzi­ło, a po­tem mar­ło, H7 nie od­gad­nąć: przez dzień czy rok. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. h Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. h Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, h jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, h jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e Po­tem lądy się otwar­ły jak bra­my, h góry mru­cząc pro­wa­dzi­ły pod ob­łok, C więc rzu­ca­li w fale nie­ba ka­mień, H7 żeby zmie­rzyć głę­bie nie­ba pod sobą. e I na wia­trów roz­ło­ży­stych wy­dmach h sie­li drze­wek mło­dziut­kich las, C i ma­rzy­li zło­tych dę­bów wid­ma H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. h Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. h Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, h jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, h jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e No, i sto­larz schy­lał z wol­na gło­wę h i wy­cio­sał przez czas nie­dłu­gi e dla nich won­ne trum­ny dę­bo­we, h a dla sy­nów dę­bo­we ma­czu­gi. e Więc ode­szli. Śpie­wał obcy czas. h e Więc ode­szli przez po­wie­trza bia­łe stru­gi h H7 z tym uśmie­chem któ­ry do­brze znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. h Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. h Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz.
e Lu­dzie pro­ści i zbroj­ni, więc smut­ni, D wcho­dzi­li na okrę­ty omsza­łe; C nie­bo gra­ło po­dob­ne do lut­ni H7 srebr­nej chy­ba i kwia­tem pach­nia­ło. e Od uli­czek rzeź­bio­nych w cie­niu D szła pro­ce­sja czy bia­ły świt C i świer­go­tał jak ptak na ra­mie­niu H7 ży­wot mą­dry ro­sną­cych lip. e Po­tem mo­rza dzie­li­ły się, tar­ły D szorst­ką skó­rą bo­kiem o bok; C coś wscho­dzi­ło, a po­tem mar­ło, H7 nie od­gad­nąć: przez dzień czy rok. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. D Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. D Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, D jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, D jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e Po­tem lądy się otwar­ły jak bra­my, D góry mru­cząc pro­wa­dzi­ły pod ob­łok, C więc rzu­ca­li w fale nie­ba ka­mień, H7 żeby zmie­rzyć głę­bie nie­ba pod sobą. e I na wia­trów roz­ło­ży­stych wy­dmach D sie­li drze­wek mło­dziut­kich las, C i ma­rzy­li zło­tych dę­bów wid­ma H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. D Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. D Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, D jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e Aż wy­ro­sły krzep­kie i ja­sne, D jak­by wody prze­zro­czy­sty płaszcz, C więc pa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne H7 z tym uśmie­chem któ­ry chy­ba znasz. e No, i sto­larz schy­lał z wol­na gło­wę D i wy­cio­sał przez czas nie­dłu­gi e dla nich won­ne trum­ny dę­bo­we, D a dla sy­nów dę­bo­we ma­czu­gi. e Więc ode­szli. Śpie­wał obcy czas. D e Więc ode­szli przez po­wie­trza bia­łe stru­gi D H7 z tym uśmie­chem któ­ry do­brze znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. D Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz. e Gwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie. D Lu­dzie smut­ni na­chy­la­li twarz C i szu­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi H7 z tym uśmie­chem, któ­ry chy­ba znasz.


                      
Lu­dzieEm pro­ści i zbroj­ni, więc smut­ni,
wchoD­dzi­li na okrę­ty omsza­łe;
nie­boC gra­ło po­dob­ne do lut­ni
srebr­nejB7 chy­ba i kwia­tem pach­nia­ło.
Od Emuli­czek rzeź­bio­nych w cie­niu
szła proD­ce­sja czy bia­ły świt
i świerC­go­tał jak ptak na ra­mie­niu
ży­woB7t mą­dry ro­sną­cych lip.

Po­teEmm mo­rza dzie­li­ły się, tar­ły
szorst­kąD skó­rą bo­kiem o bok;
coś wschoC­dzi­ło, a po­tem mar­ło,
nie odB7­gad­nąć: przez dzień czy rok.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieD smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieD smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byD wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byD wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.


Po­temEm lądy się otwar­ły jak bra­my,
góry mDru­cząc pro­wa­dzi­ły pod ob­łok,
więc rzuC­ca­li w fale nie­ba ka­mień,
żeby B7zmie­rzyć głę­bie nie­ba pod sobą.
I na Emwia­trów roz­ło­ży­stych wy­dmach
sie­li Ddrze­wek mło­dziut­kich las,
i ma­Crzy­li zło­tych dę­bów wid­ma
z tym uB7śmie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieD smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieD smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byD wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byD wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.


EmNo, i sto­larz schy­lał z wol­na gło­wę
Di wy­cio­sał przez czas nie­dłu­gi
Emdla nich won­ne trum­ny dę­bo­we,
Da dla sy­nów dę­bo­we ma­czu­gi.
EmWięc ode­szli. Śpie­wał obcy czas.
DWięc ode­szli przez po­wie­trza biaEm­łe stru­gi
Dz tym uśmie­chem któ­ry do­brB7ze znasz.


EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieD smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.


EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieD smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.




Lu­dzieEm pro­ści i zbroj­ni, więc smut­ni,
wchoBm­dzi­li na okrę­ty omsza­łe;
nie­boC gra­ło po­dob­ne do lut­ni
srebr­nejB7 chy­ba i kwia­tem pach­nia­ło.
Od Emuli­czek rzeź­bio­nych w cie­niu
szła proBm­ce­sja czy bia­ły świt
i świerC­go­tał jak ptak na ra­mie­niu
ży­woB7t mą­dry ro­sną­cych lip.

Po­teEmm mo­rza dzie­li­ły się, tar­ły
szorst­kąBm skó­rą bo­kiem o bok;
coś wschoC­dzi­ło, a po­tem mar­ło,
nie odB7­gad­nąć: przez dzień czy rok.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieBm smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieBm smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byBm wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byBm wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.


Po­temEm lądy się otwar­ły jak bra­my,
góry mBmru­cząc pro­wa­dzi­ły pod ob­łok,
więc rzuC­ca­li w fale nie­ba ka­mień,
żeby B7zmie­rzyć głę­bie nie­ba pod sobą.
I na Emwia­trów roz­ło­ży­stych wy­dmach
sie­li Bmdrze­wek mło­dziut­kich las,
i ma­Crzy­li zło­tych dę­bów wid­ma
z tym uB7śmie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieBm smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieBm smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byBm wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.

Aż wEmy­ro­sły krzep­kie i ja­sne,
jak­byBm wody prze­zro­czy­sty płaszcz,
więc Cpa­trzy­li jak na ser­ca wła­sne
z tym uśB7mie­chem któ­ry chy­ba znasz.


EmNo, i sto­larz schy­lał z wol­na gło­wę
Bmi wy­cio­sał przez czas nie­dłu­gi
Emdla nich won­ne trum­ny dę­bo­we,
Bma dla sy­nów dę­bo­we ma­czu­gi.
EmWięc ode­szli. Śpie­wał obcy czas.
BmWięc ode­szli przez po­wie­trza bia­Emłe stru­gi
Bmz tym uśmie­chem któ­ry do­brB7ze znasz.


EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieBm smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.


EmGwiaz­dy były ni­sko jak go­łę­bie.
Lu­dzieBm smut­ni na­chy­la­li twarz
i szuC­ka­li gwiazd praw­dzi­wych w głę­bi
z tym uśmB7ie­chem, któ­ry chy­ba znasz.




Correction +4 -0

Status: Approved
Value: 2 karma points

Votes and comments

  • BartekŚ
    BartekŚ

    Voted to approve with 5 points 1 year ago

  • CEGLUSZEK
    CEGLUSZEK

    Voted to approve with 30 points 1 year ago

  • Wojtek M
    Wojtek M

    Voted to approve with 30 points 1 year ago

  • m2ichis
    m2ichis

    Voted to approve with 70 points 1 year ago

anonim

Chords History

antek j.
New Submission 1 year ago
Marek Mitka
Chwyty w refrenie
Correction 1 year ago